Idę!
Wychodzę z domu!
Nareszcie wolna!
Co prawda mam tylko trzy godziny dla siebie, ale przy tym całym rozgardiaszu z moją trójką uroczych pociech, to jak trzy wolne tygodnie! Nie to, że mam dosyć, po prostu każdy potrzebuje chwili, aby pobyć SAM ze sobą, poświęcić SOBIE czas, poczuć się WYJĄTKOWO, zrobić coś dla SIEBIE.
Zapisałam się na zabieg w nowo otwartym spa, tuż za rogiem. Aż strach pomyśleć, ale od pół roku, jak tylko urodziła się Ania nie byłam w żadnym salonie kosmetycznym, czy spa, aby zadbać o siebie... Idę więc żwawym krokiem, włosy owiewa mi wiatr, buzia sama się śmieje i czuję się wolna jak ptak. Nie, nie, nie jestem "nawiedzona", po prostu jestem szczęśliwa! Już nie mogę się doczekać! Zza budynku wychyla się szyld z pięknym napisem "Spa dla Ciebie" - dla mnie? No pewnie, dziś tylko dla mnie! Hm... co wybrać? Nawet nie miałam czasu pomyśleć. Na pewno chcę masaż, muszę się odstresować...I jeszcze zabieg na twarz! Przecież ja nie nakładałam maseczki od dobrych dwóch miesięcy, a o peelingu nawet nie wspomnę! Muszę wyjść stamtąd o 10 lat młodsza! I jeszcze te rozstępy i ta obwisła skóra na brzuchu.....Zaszaleję! Będę jak "Królowa Życia"! Jeszcze nie weszłam, a stan mojej euforii sięga zenitu, czas zacząć!
Wchodzę.
Emocje i podekscytowanie targają moją duszą. Ale...jakoś tu ciemno, ponuro, nijako, powietrze ciężkie, bez zapachu, a wystrój jakby bez nastroju. Gdzie jest recepcja? O! Już widzę.
- Dzień dobry - mówię rozemocjonowana. Przede mną recepcjonistka. Wstaje z krzesła jakby ją ktoś do tego zmuszał albo co najmniej przed chwilą zjadła obiad. Nie wiem, czy stopień moich emocji wewnętrznych jest na tyle rozhuśtany, że wydaje mi się ona jakaś nijaka, obojętna, ale ok, mówię dalej:
- Jestem zapisana na zabiegi - moje apogeum radości sięga zenitu i zamiast mówić - prawie krzyczę.
- Imię i nazwisko proszę - recepcjonistka twardo odpowiada, jakby zamiast "Witam Panią serdecznie" chciała powiedzieć: "Po co tu babo przyszłaś?"
Odpowiadam.
- Mam zarezerwowany dla Pani czas, ale nie mam zapisanych konkretnych zabiegów.- mówi recepcjonistka.
Kropka. No i? Przecież ja to wiem...
-Tak, a co mi Pani zaproponuje? - mój entuzjazm powoli opada - chciałabym jakiś fajny masaż, zabieg na twarz...- mówię co raz bardziej nieśmiało.
- Oczywiście, mamy w naszej ofercie fajny masaż, jest to na przykład masaż kamieniami.
Znowu kropka.
No dobra, ale ja nie lubię kamieni... kamienie są fajne? Co to w ogóle za kamienie?
- A coś innego? - pytam, a moja niepewność zaczyna mnie po woli irytować.
-Tu jest cennik z naszymi zabiegami, proszę obejrzeć i powiedzieć co Panią interesuje - odrzekła.
Biorę ten cennik, czytam i czytam, szkoda mi czasu, już bym mogła być na zabiegu i tonąć w rozkoszach cudownie pachnących olejków i odpływać w marzeniach w blasku świec...
- Dobrze, wezmę ten zwykły masaż relaksacyjny - mówię, już o inne nie dopytuję bo chyba ciężko jest jej powiedzieć cokolwiek ponad to, co musi...Jej wyraz twarzy i te lekceważące ruchy ciała...moje myśli toną w recepcjonistce...
Dziewczyno!
Skup się na sobie!
- A zabieg na twarz wybierze Pani kosmetyczka, bo ja nie wiem jaki ma Pani typ skóry - dodaje.
- OK - odpowiadam z jakimś zażenowaniem, najkrócej, aby już zacząć zabiegi.
Dostałam szlafrok, kapcie i bieliznę, huraa!!! Nareszcie idę się przebrać.
Ale, ale....szlafrok za mały, kurczę, nie dopnę się i kieszeń urwana... żenada...
Kobieto! Skup się na sobie, a nie na jakimś tam szlafroku - mówię sobie jakbym próbowała obudzić się ze złego snu.
Czekam na zabieg.
Podchodzi do mnie terapeutka.
Z szerokim uśmiechem, z promieniującym spojrzeniem i błyskiem w oku.
- Dzień dobry Pani Moniko, mam na imię Kasia i będę dziś dbała o Pani piękno duchowe i zewnętrzne. Serdecznie zapraszam na zabiegi.
Szok.
Skąd Ona zna moje imię?
Ktoś o mnie zadba!
W końcu
Euforia powraca!
Lecę!
Wychodzę. Już po zabiegach.
Czuję się cudownie, jak nowo narodzona.
- "Tak, to ja światło w sobie mam!" - Nucę sobie gdzieś w głowie - mamy dziewczynek wiedzą o co chodzi ;) Chce mi się tańczyć! Chyba znów będę podbijać świat! W końcu czuję się jak modelka, jak atrakcyjna kobieta, a nie matka, która nie nadąża, aby gdzieś w przerwie zmiany pieluchy u jednego, a karmieniem drugiego chociaż wziąć szybki prysznic....Ciekawe co powie mój mąż jak wrócę!
Zatrzymuję się.
Boże, znowu ta skwaszona recepcjonistka...
Płacę.
Jej oczy mówią: "Idź już bo chcę posiedzieć w telefonie na Facebooku".
Idę już, idę...Bezpłciowo mówię "Do widzenia".
Wracam.
Jest i On. Mój małżonek.
- Co tak wcześnie wróciłaś? Dopiero dwie godziny minęły...i bez kosmetyków, co to za święto, że nie wyniosłaś pół spa ze sobą? - Oto, co mi powiedział mój mąż.
- A widzisz, jakoś tak wyszło.... - odpowiedziałam.
Jak to? Przecież ja jeszcze mogłam tam być...rzeczywiście zapomniałam uzupełnić zapasy moich kosmetycznych skarbów, a przecież mieli moją ukochaną markę...A moje rozstępy i ten fałd na brzuchu w niezmienionym stanie....
Usiadłam.
Emocje opadły.
A raczej spadły.
Zapadły się pod ziemię..
Tylko resztki kremów zostały mi na twarzy i zapach olejku zabrałam ze sobą...
Moje "światło" z piosenki zgasło, a świat jest taki sam jak dwie godziny wcześniej.
Wracam do moich pociech.